17 maja 2015

Kartka z pamiętnika... :)

Czyli dzień z życia Te.:-)



Jak wygląda Wasza codzienność z pupilami? 
U nas różnie, zazwyczaj jednak w tygodniu wygląda tak samo, o czym będziecie mogli przeczytać poniżej :-)

Tymczasem przypominam, że wciąż można głosować w ankiecie, dotyczącej nagród w konkursie, jaki organizujemy niedługo :-)
Ankieta dostępna jest po prawej stronie bloga, zachęcamy do oddawania swoich głosów. 
A teraz.... zapraszamy do lektury! :)













5:20 


BIP BIP BIP - o żesz psia matko! Jakiż ten dźwięk irytujący! Przecież ja jestem lepszym budzikiem, delikatnym, cichym i też wstaję o tej porze... Dobra nie ma co myśleć, trzeba działać bo znowu włączyła drzemkę, a przecież mój pęcherz już prawie pełny.. 


5:30


Wchodzę na jej głowę i liżę po buzi.. Otwiera oczy ijeeeee!! 

(K) - No dzieńdobryyyy Teeerorek, buźki buźki buźki :) <Kto czytał ten wie o co cho!>
(T) - No cieśćcieść buzi, chodź siku, buzi, pęcherz pełny, ja głodny, już mnie nie kochasz? To dam Ci więcej buzi...





Jesjesjes! Gotowa do wyjścia..Nareszcie...! Sama zrobiła, a ja biedny tyle czekać muszę. Dobra idziemy siusiu...


5:35 

Znalazłem małego ptaszka! Nieżywego pisklaczka i strasznie śmierdzi..No więc biorę delikwenta delikatnie w pysk i biegam jak opętany. A ta moja matka-wariatka za mną. Krzyczy coś w stylu "Terror puść" - Dobre sobie, wtedy by mnie nie goniła... "Terror fe!" - Fe to są twoje perfumy, pisklaczek jest suuuuper!
Oddałem w końcu łup, bo pańcia była już zmęczona i chyba trochę zła.. Nawet dostałem za to smaczka więc warto było. Niestety udało mi się przedłużyć poranne siusiu, tylko troszeczkę, następnym razem muszę wymyślić coś bardziej kreatywnego. 

5:45


Pańcia uwija się jak w ukropie, a ja wyleguję się w cieplutkiej pościeli razem z panem. Czekamy na śniadanie i kawę. Znaczy na kawę czeka pan, bo ja to bardziej na coś co spadnie z blatu, szybko potuptam i schowam się z łupem, za kanapą :D Więc tak leżymy, a ja włączyłem tryb czuwający, coby nie przegapić żadnego okrucha.

Pan dostał jajeczniczkę i chlebek, a ja tylko suchą karmę. - Protestuję i nie jem, sama się zapychaj! Ja poczekam pod stołem, bo pan zawsze brudzi. To dobrze, lubię po nim sprzątać, więc nie wolno Ci mamciu krzyczeć! 
Pan poszedł do łazienki. Zostawił na stole kawałek chleba, więc nie omieszkałem go sobie przywłaszczyć i uciec z nim za łóżko, żeby w spokoju skonsumować zdobycz. Ufff nikt nie zauważył mojego niecnego uczynku, bury nie będzie! :)

6:10


Pan poszedł do pracy i zostaliśmy sami. Znaczy ja i pańcia. Teraz będziemy "wciągać pępek". (Tak pani mówi jak niedośpi, czyli codziennie) Idziemy drzemać i tak jeszcze godzinkę...Chodźcie do mnie, kosteczki smaczne..W snach wszystkie jesteście moje.. 






7:40


Pani wstała krzycząc jak codzień "K%$^@ znowu zaspałam!!" , później zjadła swoje śniadanie (oczywiście od niej to nigdy mi nic nie skapnie, czyściocha!)

No i poszła po te swoje mazidła kolorowe, daje toto na buzie, a mi mówi że wtedy ładniej wygląda i pan zadowolony bo pani piękna.. Nie wiem..Ja tam nie widzę różnicy, dla mnie zawsze jest piękna, a już najbardziej jak daje żarełko i się bawi.. Ale rano nigdy nie ma czasu dla mnie, bo notorycznie zasypia, a później wszystko w biegu robi.. Mam w tym swój udział :> Wtulam się w nóżki, grzeję i ją, i siebie, a wiadomo z ciepełka nie chce się wychodzić. Lubię jak zasypia, bo wtedy dłużej jest ze mną... 
No ale przed wyjściem jeszcze szybkie siuśku na dworze, żebym wytrzymał ten czas, gdy nikogo nie ma w domu. Dobrze, że zdążyłem wywąchać, że mój kumpel L. już był na dworze, znowu nie zdążyliśmy! 

8:30


No i zostałem sam, jak ten przysłowiowy palec.

Co prawda mamcia zostawiła mi kongusia, zostawiła żwaczyk i piłeczkę. Ale zabawa bez niej jest nudna... Zniosłem te wszystkie pyszności na łóżko. Niestety pani nauczyła się wynosić pościel do drugiego pokoju, tego zamkniętego, bo później cała pościel śmierdziała żwaczykami. Znaczy dla niej śmierdziała, ja mogę spać w tych zapaszkach cały dzień! 
Udało mi się też zwędzić brudną skarpetkę z łazienki, więc leżę sobie i memłam na przemian z kongusiem. Pani znów zostawiła mi włączony telewizor, zawsze po jakimś czasie sam się wyłącza. Szkoda, że nie umiem obsługiwać tego czarnego przyrządu do zmieniania programów, bo wolałbym oglądać inne pieski, a nie programy jak karają złych ludzi, pani na to mówi sąd albo jakoś tak.. Nie wiem nie znam się, zmęczony jestem.
Idę spać..

12:00 


Żesz matulu, jakie nudy.. Kong wylizany, żwaczyk strawiony, skarpetka też stała się nudna, jak nikt nie próbuje mi zabrać jej z pyska. Idę popatrzeć co dzieje się za oknem. 

Ludzie chodzą, ciężarówki jeżdżą i hałasują, tylko ja taki zamknięty i smutny.. Ale niedługo wróci pani i zabierze mnie na super spacerek.. Nakręciłem się tą myślą, więc pogoniłem swój ogon, porzucałem kongusiem i padłem.

15:00


Jeszcze trochę się pokręcę po mieszkaniu, bo niedługo nadejdzie ta chwila, że drzwi się otworzą i stanie w nich moja mamcia! 



16:20


Wrrrrum, wrrrum! Poznaję ten dźwięk! 

To ona! To moja pańcia! Już do mnie idzie!!! 
Taktaktaktaktak!!! 
Słyszę klucz w zamku, ze szczęścia prawie leję pod siebie, ale wiem że muszę jeszcze troszkę wytrzymać, pani pewnie znów przywiozła jakieś mięsko, które trzeba schować przed moim czujnym nosem, a poza tym musi przebrać się ze służbowego uniformu, w luźne ciuchy, które mogę jej pobrudzić :)
Weszła! Jest! Moja królowa! Moja mamcia kochana! Moja, moja moja!! 

- Cześć Te! Jestem już!! 

-Cieeeeeeść!! Tęskniłem, chcę kupe, nudziłem się niemiłosiernie, tęskniłem, myślałem że nigdy nie wrócisz, że zostawiłaś mnie na pastwę losu!
-Grzeczny byłeś?!
-Zjadłem pół gąbki bo spadła na podłogę, wymemłałem skarpetkę, byłem meeega grzeczny, spałem, chce siku, pospiesz się, daj buzi, ciastko, daj cokolwiek, a najlepiej chodź już na dwór! 


16:30 




No i po tym wylewnym (z mojej strony) przywitaniu, poszliśmy na spacer! Jacież kręcę, natłok zapachów zewsząd, aż nie wiedziałem gdzie nos wsadzić! Idę sobie od lewa, do prawa, pod nogami, trochę przed, a trochę za pańcią. Ledwo wyszliśmy a ta już marudzi, coś żebym przy nodze szedł, albo powoli.. Co ja poradzę, że niedoniuchany jestem przez dzień cały, odbić sobie muszę.
Mamcia jednak okazuje się pobłażliwa i zabiera mnie do lasu, krzycząc radośnie "piłeczka". Dostaję momentalnego hopla, kręcę się w kółeczko, dopóki jej nie wyciągnie i nie zacznie rzucać.
Potem spacerujemy leśnymi ścieżkami jeszcze trochę, trochę bawimy i robimy krótki trening moich umiejętności. Narcystyczny jestem nieco więc chwalę się swoją mądrością i rezolutnością, a pańcia wciąż piszczy "Dooobrze!" "Super pies!!" - Tak jak bym sam tego nie wiedział... No ale miło, że mnie chwali i jeszcze żarcie prawie za friko! Żyć nie umierać!
I nagle za plecami pańci wyłania się jakieś ogromne stworzenie, potwór istny, mówię Wam! Struchlałem, bo pani też się lekko przeraziła, czułem to. Pańci mówi, że to leleń. Boje sie lelenia i chowam za jej pleckami, żeby mnie przypadkiem nie zobaczył. Ale leleń chyba bał się groźnego spojrzenia mamci, bo uciekł aż się kurzyło! :)
Z tych wszystkich wrażeń stałem się zmęczony. Pani chyba to zauważyła, bo stwierdziła, że pójdziemy do domu, ale mamy daleko. 









18:00

Wróciliśmy, zjadłem kolację i położyłem się na moim kocyku. 
W sumie byłem znużony, ale lubię patrzeć jak pańcia robi jedzonko na następny dzień i szykuje obiad dla pana. A jakie wtedy zapachy roznoszą się po domu... Teraz znów mają mało czasu dla mnie, więc sam zajmuję się sobą. Gryzę kostkę, albo drzemam na zmianę z obserwacją otoczenia.

21:00

Niedługo czas ostatniego spaceru, więc dostaję wieczornej głupawki. Szczekam na kostkę, podrzucam ją i generalnie biegam jak opętany. Pani się śmieje, że jestem zdrowo walnięty, a pan mówi jej na to "Jaka pani taki pies". Czy to znaczy, że jesteśmy walnięci? Dlaczego, przecież mnie ani pańci nikt nie bije, to jaki walnięty? Nie rozumiem czasem tych ich rozmów. 

22:00 

Jesjes! Idziemy na siusiu. W dobrym momencie, bo spotykamy mojego kumpla Luka. Ganiam z nim trochę po trawie, a ten dziwak ugryzł mnie w ogon! Odwdzięczam się mu pięknym za nadobne i gryzę go w nos, a ten jak nie warknie, jak nie szczeknie na mnie! Wołam mu "stary nie złość się" ale on ma już permanentnego focha i ucieka do swojej mamci. Jeszcze trochę skaczę w stronę ramion pani B. z myślą, że złapię tego małego skubańca, ale pańcia mówi że nie wolno i już dość. Szkoda, bo jeszcze z nim nie skończyłem!
Następnym razem mu pokażę, kto tu rządzi! :)

22:30

Leżymy już w ciepłym łóżeczku. Oczywiście nie mogę pozwolić, by państwo zajęli się sobą, więc wchodzę w nóżki i wtulam się mocno.




 Niestety znowu mnie wygonili, ale nie martwcie się... Jeszcze tu wrócę! Ale teraz jestem zły więc ku uciesze państwa idę do drugiego pokoju! 



23:30 
Aaaaale tam jest zimno, wracam w moje stałe miejsce. Na szczęście pani i pan już śpią, więc wciskam się na królewskie łoże i uciekam w objęcia Morfeusza... I tak już do rana :-)







Miłej niedzieli!!! :)

10 komentarze:

  1. Świetnie napisane! :D Fajnie poczytać o codziennej rutynie innych psiarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł na notkę! Na pewno u każdego psiarza dzień wygląda podobnie :)
    Pies wielofunkcyjny mnie rozwalił, ale w sumie wszystko się zgadza ^^ Nawet myślę, że można byłoby dołożyć tam jeszcze więcej użytecznych funkcji :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale się uśmiałam. Świetnie napisane! Pozdrawiamy pusia-i-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy post! :D
    Czekam na opis weekendu! Jack, jesteś poetą! :)

    Pozdrawiamy,
    Monia i Roxi,
    http://psie-perypetie.blogspot.com/ :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojojojjjj w weekend to dopiero się dzieje!
    Notka o tym też na pewno się pojawi, trzeba tylko wybrać odpowiedni dzień :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze mnie fascynują psie zdolności wyczucia, o której wraca właściciel z pracy - coś niesamowitego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha, świetny wpis! Jack to niezły aparat. U nas poranki są zdecydowanie mniej aktywne. O 6:10 wstajemy i szykujemy się jak opętani, natomiast Ogi nawet oka nie otworzy. Na spacer idzie "na śpiocha". Załatwi się w 30 sekund i spowrotem do domu- prosto do swojej klatki. Bezsensu czekać aktywnie na śniadanie- można pospać jeszcze z 5 minut;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale wcześnie wstajecie, ja bym nie dała rady! A psa musiałabym na siłę z łóżka wyciągać :D
    Bardzo fajnie się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  9. My tak wcześnie, bo pan o 6 już wychodzi do pracy. A że panowie nie są mistrzami, w cichym chodzeniu i zachowaniu, bo to albo coś spadnie, albo znaleźć czegoś nie można, mimo że leży na wierzchu, to wolę też wstać i napić się po ludzku kawki :P Już przywykłam, a nie raz dzień kończy się po północy.. :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też miałem Jack Russell teriera. Nazywał się Ciapek. Miał nie całe dwa lata. To było w 2000 roku. Mieszkał na wsi,ja mieszkam w mieście,ale należał
    do mnie.Był bardzo dziki,nikt nie mógł go specjalnie dotknąć,ale ja miałem
    u niego specjalne przywileje. Ponieważ był to okres letni,więc cały dzień
    siedzieliśmy na podwórku,korzystając ze słońca. Na początku wyciągałem go
    dosłownie z budy,i zanosiłem na ganek,tam ze sobą siedzieliśmy,nawet do zmroku. Trochę ważył.Pierwszy raz jak go zobaczyłem,siedział zamknięty w takim pomieszczeniu,potem został umieszczony w budzie. Było mi ciężko,więc
    szedłem na tył budy, uderzałem rekami o dach,i om leciał na ten ganek,na schodki.Ostrożnie siadałem koło niego,przytulałem do siebie ręką,i tak siedzieliśmy.Na samym początku szczekał na mnie jak przyjechałem nie mal za
    każdym razem,ale w końcu go przełamałem do siebie.Z budą tak nauczyłem,że jak siadałem na ganku,sam do mnie przylatywał. Dawałem mu część ze swoich
    posiłków ( 3 razy dziennie ). Przyjechałem na wakacje,to mogłem się nim zająć. Urwis ! Zabrał mojej babci kapeć,schował do budy,musiałem mu ode -
    brać. Pogryzł mi ufoludka z jajka,jak zgubiłem.Ciocia znalazła go w budzie.
    Raz zamęczył kurę,trochę prze ze mnie. Ale mu się dostało,ode mnie też.
    Chodziliśmy na pole za gospodarstwo, na kanał na spacery,tak jak ludzie z psami w mieście. Tam się grzaliśmy,wiecie jak to można na odludziu. Ostry był.Jak ktoś obcy wszedł na podwórko,to szurał. Ale zawołałem CIAPPEKK !!!!, i już był przymnie. Zapamiętał siedzenie na trawce, i zimą jak był spacer,też myślał,że będę z nim siedział na śniegu. Zawsze jak odjezdza -
    liśmy do domu,widziałem,że mnie szuka na ganku,i wszędzie. Był do mnie bardzo przywiązany. Niestety,lubił wychodzić też na na spacery po za
    podwórko sam. Parę razy wpuściłem go na podwórko,ale pewnego razu stało się.
    Przyjechałem na wieś, Ciapka nie ma. Poleciałem na kanał,wołałem Ciapek ptyś ptyś, Ale na próżno. Aha,kiedyś zaginął w polu, to poszliśmy z babcią
    i wujkiem szukać,skończyło się dobrze. Teraz nie. Ciocia mówi,że tego białego, nie ma od dwóch dni. Rozpacz. wracaliśmy do domu,całą drogę pła-
    kałem.Dopiero w domu się dowiedziałem,że jeden wujek go znalazł zagryzionego w polu. Nie chcieli mnie martwić. Na podwórku był jeszcze
    jeden pies,przyszedł mnie pocieszać.Pewnie widział... Mam zdjęcia,dwa
    zginęły.Najpierw myślałem,że to foks.Tak bywa Teraz już wiem. Był biały, miał pomarańczową łatę na boku,jedno ucho szare,drugie pomarańcz.Ogonek
    krótki.Zdjęcia tylko cztery,dwa zginęły,ale on się nie dał nikomu podejść,
    to nie ja robiłem.Zostawił po sobie we mnie bardzo miłe wspomnienia,które
    tu opisałem.Od początku,był zakupiony dla mnie,i był mój całkowicie.Dwa razy był szczepiony przeciw wsciekliżnie w mojej obecności,nawet nie pisnął. Nie na mnie,ale wiadomo ,że to mój pies. Każdemu mogę polecić tą rasę.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zostawisz komentarz, będzie nam bardzo miło :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Życie z Jack Russellem, Psi blog o Jack Russell Terrorze :-), AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena