17 października 2015

DOGTREKKING w Wiśle 26.09.2015

26 września, w Wiśle, odbył się Puchar Polski w dogtrekkingu.
To miał być nasz debiut i w sumie z dnia na dzień, co raz bardziej obawiałam się, czy sobie poradzimy.
Umawiałam się przez facebooka z ekipą Marley i My, ale bałam się, że mimo wszystko się nie odnajdziemy, że nie przypadniemy sobie do gustu. Mimo wszystko postanowiłam, że muszę spróbować! Nawet jeśli by się miało nie udać, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te słowa są prorocze... :)



W sobotę rano wyruszyłam więc z domu z bardzo dużym zapasem czasu. Taa nie mogłam spać pół nocy, wywlekłam się z łóżka po piątej rano i o 6.20 wyjeżdżałam do Wisły, do której mam raptem 40km. W tych nerwach o mało nie zapomniałam książeczki zdrowia Terrora, co oznaczałoby że nie weźmiemy udziału wcale. Na miejsce dojechaliśmy koło 7, bo droga, która w moim zamyśle miała być zakorkowana.(w Wiśle była tego weekendu akcja Wisła za połowę, czyli wszędzie - noclegi,bary,restauracje itd. płaciło się połowę rachunku)
W rzeczywistości droga była puściutka, ja się nie spieszyłam, oboje z Terrorem byliśmy bardzo zaspani, ale podekscytowani nową przygodą :-)

O 7 rano, nie uświadczyłam nikogo, prócz organizatorów. Nie miałam zielonego pojęcia co zrobić z wolnym czasem, psioczyłam, że nie wzięłam książki żeby poczytać w ciepłym aucie. Trochę się przespacerowaliśmy, trochę posiedzieliśmy w aucie, aż nareszcie zaczęły parkować koło nas auta.
W większości byli to uczestnicy dystansu LONG. Moje przerażenie rosło z każdym nowym uczestnikiem. Wszyscy wyglądali tak profesjonalnie, a ja zagubiona wciąż kręciłam się od rynku, do auta.
Odprawę weterynaryjną udało mi się przejść, wtedy gdy ludzi i piesków było niewiele, więc Terror nie był zbyt mocno rozproszony. Jednak ten stan z minuty, na minutę się zmieniał. Te zrobił się niespokojny, chciał witać się ze wszystkimi psami.

Trasa MINI została wydłużona z 17, do 18km, a trasa MID skrócona do 18km.
Organizator uprzedzał, że warunki pogodowe w górach są bardzo trudne, że jest ślisko, mgliście a trasa do łatwych nie należy.



tak było o 7 rano :) 


Praktycznie przed samym startem w końcu udało się poznać z ekipą, z którą szłam już całą trasę. Odetchnęłam z ulgą, bo (nie wiem czy wspominałam) moje pojęcie o czytaniu mapy jest raczej kiepskie :)


przed startem



Na początku było wesoło, choć już przed pierwszym punktem kontrolnym powstało na jednym rozwidleniu małe zamieszanie. Część ludzi szła w lewo, inni w prawo. Początkowo warunki nie sprawiały większych problemów. Dopiero później zaczęło obficie padać, a mgła stała się bardzo nieprzyjemna i mocno ograniczała widoczność.
W pewnym momencie (pomiędzy pkt 2 i 3) straciliśmy chwilowo orientację, trochę się zgubiliśmy i chcąc skrócić sobie trasę przeszliśmy gęstym lasem, idąc głównie w dół i kilka razy mało brakowało żebym się przewróciła. 
Moja ekipa śmiała się, że chrzest mam pierwsza klasa i to prawda. Z minuty na minutę było co raz ciężej. 
Gdy w końcu odnaleźliśmy drogę do punktu 3, którym było Schronisko na Soszowie, Terror był już mocno przemarznięty. Wraz z opiekunami Marleya rozważaliśmy zakończenie przygody i zadzwonienie do organizatorów o pomoc. Im bliżej trzeciego punktu, tym bardziej zauważałam, że Terror jest po prostu wycieńczony panującymi warunkami. W pewnym momencie trzęsąc się cały zaparł się ciałkiem i nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zdjęłam więc bluzę i ponad kilometr pod górę niosłam go, trzęsącego na rękach. Po jakimś czasie ręce i barki bardzo mi ścierpły, ale nie mogłam pozwolić by Terror taki wyziębiony szedł sam, więc zacisnęłam zęby i niosłam go dalej :-) 
W końcu po dotarciu do Schroniska wszyscy odpoczęliśmy. Terror ogrzewał się w moich ramionach, a ja piłam ciepłą herbatę. Wraz z ekipą Marleya zdecydowaliśmy, że rezygnujemy. Marley był świeżo po przebytej chorobie, więc jego opiekunowie nie chcieli narażać go na nawrót. 
Zadzwoniliśmy więc i czekaliśmy na zwiezienie z gór.




Przerwa na "lunch" :D



przed startem


Ekipa Marleya, Ekipa Huntera i Ewa z Cherie :)



Grzejemy dupkę w Schronisku :)

Zagubienie nie spowodowało utraty dobrego humoru :) 


No cóż.. Nie udało się. Ale to nic! Nie zraziłam się i co najważniejsze złapałam dogtrekkingowego bakcyla! Poznałam cudowną grupę ludzi, z którymi świetnie się bawiłam. Ale to pies w tym wydarzeniu jest na pierwszym miejscu i nie mogłam ryzykować jego zdrowiem, by ukończyć trasę. Gdyby warunki pozwoliły, to przejście 18km nie nadweręża ani moich nóg, ani Terrorystycznych łap, ale w tym wypadku, mimo że kondycyjnie spokojnie dalibyśmy radę, to jednak wyziębienie mojego psa zmusiło mnie do podjęcia takiej, a nie innej decyzji.
I uważam, że była ona słuszna. W końcu pies jest najważniejszy! :) 





Dziękujemy za wspólną zabawę : Ekipie MarleyaEkipie Huntera i Ewie z Cherie oraz kilku innym osobom, które czasem z nami szły, ale nie przedstawiliśmy się sobie :)


Zdjęcia są częściowo moją własnością, częściowo zostały pobrane z internetu, a część należy do Patrycji, z ekipy Marley i My :) 

8 komentarze:

  1. Świetnie, że w ogóle wzięliście udział w tym Dogtrekkingu. Pogoda z dnia na dzień się zmienia i jest co raz zimniej. Bardzo dobrze, że ukończyliście już wtedy trasę, bo kto wie co mogłoby się stać. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Następnym razem będzie lepiej i dacie radę przejść całą trasę :) Szkoda, że się nie udało, ale potem miałabyś żal do siebie, że przez ambicję pies się pochorował, nie ma co na siłę startować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, wszyscy na debiutach wymiękają! Ale skoro zabawa była dobra, to chyba wystartujecie następnym razem? Ja w tym właśnie miałem startować ale jakos się rozmyśliłem...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasne że wystartujemy :) Już nie mogę doczekać się początku sezonu! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pewno następnym razem pogoda będzie lepsza. Decyzja słuszna, psiak najważniejszy. Pozdrawiamy pusia-i-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Słuszna decyzja ! Czekam aż mój młody będzie większy i też spróbujemy z dogtrekkingiem, w końcu to właśnie na tych zawodach w Wiśle wzięłam go do nas do domu od jego mamy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak najbardziej słuszna decyzja - czasami lepiej odpuścić niż męczyć się późniejszymi wyrzutami sumienia :)
    Na samych zdjęciach widać, że mgła była bardzo gęsta, a w takich warunkach łatwo o zgubienie orientacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny pies! Nie nalezy sie poddawać, moj pies tez dopiero jak był starszy zaczął pokonywać większe dystanse.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zostawisz komentarz, będzie nam bardzo miło :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Życie z Jack Russellem, Psi blog o Jack Russell Terrorze :-), AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena