15 czerwca 2015

Nad jeziorem z ludźmi - czyli kolejna kartka z psiego pamiętnika :-)







Jako, że ostatni wpis bardzo się Wam spodobał to postanowiłam napisać relację z weekendu. Relacja oczywiście szepnięta na uszko przez Terrora, ja tylko spisałam! :)






9:30 Pospaliśmy chyba najdłużej w naszym wspólnym życiu. Zegar mój biologiczny zawiódł - nie wstałem o piątej, czuję się oszukany przez życie! 



10:00 Pańcia uwija się, biega po domu i krzyczy "znowu nie zdążymy!", szuka czegoś i ogólnie.. jakaś taka zła. Ale wyczuwam, że dzieje się coś innego, coś niespodziewanego nas dziś czeka, toteż leżę spokojnie w wyrku (jeszcze nie schowane) i analizuję. Za punkt obserwacyjny obrałem sobie poduszkę pana, bo gdzieś tam wyjechał, ale obiecał wrócić po nas rano.

11:00 Zaczynają mnie nudzić te całe przygotowania do "wyprawy nad jezioro" bo tak się pani wyraziła, gdy moimi minami zasugerowałem ciekawość nadchodzącego wydarzenia. Biję się z myślami o co może chodzić - co to jest to jezioro i dlaczego trzeba się tyle przygotowywać, żeby się nad nie wybrać? 

11:30 - No nareszcie! Ruszyliśmy. Pani jedzie, pan robi za pilota. Mówili coś, że jadą do Żywca - tylko co to ten Żywiec? Czy to jakiś nowy pies? Znaleźli lepszego niż ja i jadą nas zamienić? 
Nieee.... to musi być to jezioro, chociaż dalej głowię się, czym ono jest. Póki co usiadłem na wielkiej torbie pełnej wszystkiego i monitoruję, czy pani jedzie zgodnie z przepisami. 

12:00 Dojechaliśmy! Po drodze pani podenerwowała się jeszcze na "niedzielnych kierowców" i tych którzy nie potrafią parkować, że niby kupili prawo jazdy zamiast zrobić - taka z niej mądrala, a sama postawiła autko taki kawał drogi, coś wspomniała, że miejsc z przodu nie ma.. Na dworze jest tak gorąco, że muszę dyszeć jak opętany, ale i to niewiele pomaga. Mamcia podała mi miseczkę z wodą, którą wypijam tak jakbym nie miał nic w pysku od co najmniej przed wczoraj!

12:05 Doszliśmy i .....

O MERDAJCIE NARODY! Największa kałuża jaką widziałem w życiu!!! 


Na dodatek tłumy ludzi, jacie kręcę, ożesz w pysk! taktaktaktaktak miliony rąk do głaskania!! 
Mam obłęd w oczach. Serio. Sam nie wiem do kogo najpierw podejść, w efekcie nie podchodzę do nikogo, ale na wszystkich z daleka merdam i kręcę pupką :) 

 Doszliśmy sobie spokojnie z tymi wszystkimi tobołami do kasy głównej i oczom naszym ukazała się taka oto tablica: 




z napisem "Zakaz wprowadzania psów" ... Chwila, chwila.. Czy to znaczy, że nie możemy iść do wielkiej kałuży?
Pańcia się śmieje, pan też - mówią że są gapy i nie sprawdzili. Przyszedł im nawet w tej uciesze do głowy pomysł, żeby schować mnie do torby i tak ukrytego przenieść przez kasę, ale chyba wyglądałem na niezbyt zadowolonego z tego faktu, bo państwo zrezygnowali i stwierdzili, że poszukają czegoś psiolubnego. A to oznacza jedno - wracamy do autka.


13:00 Dojechaliśmy nad Wisłę. Pani się boi że mnie porwie prąd (kto to u diabła jest?! Nie chcę być porwany!!) i że woda będzie zimna, więc nie będzie mogła zacnego zadu pomoczyć. 

Ludzi nie było tak dużo jak w poprzednim miejscu, ale za to były piesy! I to ze cztery nawet! 
Powąchałem się z każdym po trochu, jeden nie przypadł mi do gustu bo chciał mnie capnąć w nos, ale szybki i zwinny jestem to uciekłem. Na szczęście mnie nie gonił. 

Pańcia rozłożyła kocyk, pan wyjął ręczniki (dostałem swój własny!) a później zostawiliśmy tą wielką torbę i poszliśmy nad rzekę. Taką to już widziałem, tylko mniejszą, więc wcale się nie bałem!
Woda nie była zimna, tylko przyjemna, taka dla ochłody - tak mówiła mamcia, a ja jej wierzę na słowo! Dla mnie każda jest dobra :-) 
No i poleźli, a ja potuptałem za nimi. A później szedłem takim kamiennym, wąskim pasem i wpadłem do wody. Z tego stresu prawie się utopiłem, opiłem się h2o, a na koniec zesikałem się do wody - no co? Przecież poleci z prądem (teraz już wiem co to!). Pani było wstyd za mnie, aż się rumieniła, a ja sikałeeeeem i sikałeeeem.. Na szczęście nikt chyba nie widział, bo kucnąłem sobie prawie dotykając brzuchem krawędzi. Ale to było fajnie haa! 





13:15 Usiedliśmy sobie przy takim mini wodospadzie, ja obserwowałem rybki skaczące do góry, a mamcia delektowała się słonkiem "bo wyglądam jak córka młynarza"  - mówiła, a pan potakująco kiwał głową, na co pani ze śmiechem szczypnęła go w ramię i tak sobie wciąż dogryzali.
Ja zaś robiłem różne rzeczy, piłem, chlapałem wodą, siadałem w niej i kładłem się na przemian. A później poszliśmy popływać. Pani przyniosła piłeczkę, ja pływałem i próbowałem ją złapać, chociaż było ciężko i jeszcze więcej się napiłem przez to. Później trenowałem trudną sztukę nurkowania,  było warto - widziałem kamyczki i rybki pływające po dnie! :)

14:00 Wciąż odpoczywamy i pływamy. Państwo jedzą sałatkę, a ja ślinię się na widok kurczaka, błąkającego się samotnie wśród sałatkowych traw. O Boże, Boże ale jestem głodny!! 
Zjem wszystko, co stanie mi na drodze! Mamcia chyba zrozumiała co mam na myśli siedząc przy niej i błagalnym spojrzeniem wymusiłem nałożenie mi własnej porcji jedzenia do miski.Niestety nie był to owy kurczak, ale dla głodnego wszystko dobre!


Tym razem jednak nie było tak: 



Bo wciągnąłem wszystko jak leci i nawet czekałem na dokładkę, ale nie było :( <smutek i żal w sercu>



15:00 

Zmęczyłem się pływaniem, dlatego zrobiłem sobie z mojego pana ponton i dryfowałem na jego plecach..
Niestety nie wyszło do końca tak jak chciałem, w efekcie ześlizgnąłem się do wody i wyglądałem jak zmokła kura :)

<Pan postanowił być incognito :) >


Mamcia stwierdziła. że porzucamy frisbee w wodzie, ale już za pierwszym razem tak niechybnie rzuciła (ahhh) że talerzyk wylądował gdzieś w wodnych odmętach i poszedł z nurtem wody. Niestety nie został odnaleziony, mimo kilkuminutowej akcji ratowniczej :( 
(*) R.I.P Frisbee

Z nurtem poszła też moja adresóweczka, niestety jej brak zauważyliśmy dopiero po zapakowaniu mnie do auta :( 

(*) R.I.P Adresówka-kostka


17:00 Mamcia stwierdziła, że wracamy, więc spakowaliśmy graty i odjechaliśmy do domu. - Żegnaj przygodo!
W aucie padłem snem naturalnym.

18:00 Dojechaliśmy do chałupy, wyszliśmy na 40minutowy spacer żeby mnie "dobić" jak to pani mówiła, ale się nie dałem i dzielnie walczyłem ze snem! Pobrykałem po domu, pozaczepiałem i popodgryzałem to i owo (w tym palce mamci) A później poleżeliśmy w łóżeczku i odpoczywaliśmy.




Podsumowując to był bardzo miły dzień i nawet zgubione fanty nie zepsuły nam humorów! 

A Wasze pańcie gdzieś Was zabrały w ten weekend? :)








9 komentarze:

  1. Ale fajny miałeś dzień!
    No i cóż - takie wyprawy wymagają ofiar, choćby właśnie frisbee i adresówki... ;-)

    Pozdrawiamy!
    Śledź też pies

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajnie macie :D
    Też chcę z Shirą nad jezioro :3
    Zapraszamy na nowy post!

    Pozdrawiamy
    Laura&Shira

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale aktywny dzień! Mój by dwa następne odsypiał przy takiej pogodzie :P

    OdpowiedzUsuń
  4. W taki upał na pewno każdy z nas chciałby tak jak i Wy wybrać się nad wodę, zazdrościmy!

    Pozdrawiamy
    Ola i Baddy!
    http://baddy-wspanialy-labrador.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. No to udaną wyprawę mieliście. My podczas minionego weekendu też byliśmy nad rzeką, ring wpadł nam do rzeki i popłynął z prądem, ale wysłałam po niego F i wrócił po 10 minutach z ringiem. :) Zgubiliśmy natomiast ulubioną piłkę Bony, a raczej ona sama ją zgubiła, więc ponieśliśmy małe straty niestety. P.S Terror powinien częściej pisać takie relacje z wypraw ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż za aktywny weekend! Terrorku, ale Mamusia cię sponiewierała! Shanti zazdrości! :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahaha wzruszyły mnie Wasze dramaty i braki w wyposażeniu <3 myśmy w to lato jak na razie stracili różową kostkę z TPR - czyli można powiedzieć, że praktycznie obyło się bez ofiar :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Do Jeziora Żywieckiego mamy jakąś godzinkę drogi :D Po głowie mi chodziło, żeby się tam wybrać, ale dobrze, że poinformowałaś o zakazie psów :) Na takich wypadach zawsze coś ginie (przynajmniej w naszym przypadku ^^), ale za to ile przyniesie wspomnień, a one zostają już na zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Polecam wam wybrać się nad Jezioro Białe domki dla Pańci i Pana też się znajdą. Wszystkie pieski są tam mile widziane. Na pewno poznacie mnóstwo nowych przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zostawisz komentarz, będzie nam bardzo miło :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Życie z Jack Russellem, Psi blog o Jack Russell Terrorze :-), AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena