Ostatnio zapowiadałam, na naszym fejsbukowym profilu, że poczytać będziecie mogli o moich narzekaniach spacerowych. Nie będzie to post, o właścicielach psów z naszego osiedla, bo taki się już pojawił (TUTAJ-klik).
Dziś o tym, co mnie denerwuje w moim psie, a czego nie jeden mi pewnie zazdrości i uzna te wywody, za wymysł wariatki, która powinna się cieszyć tym co ma, bo inni pracują na to latami, często nie osiągając zamierzonego efektu nigdy :-)
Więc dziś drodzy czytelnicy, jak na spowiedzi, przyznam się Wam, że moim jedynym problemem spacerowym z Terrorem, (prócz tarzania w psim Channel No 5) jest to, że zbyt blisko trzyma się mnie. Tak, mnie!
Plącze się toto pod nogami, wciąż wymagając mojej uwagi. A to aportowania, a to ćwiczeń. Albo po prostu wyprzedzi mnie na 5 metrów do przodu i co 10 kroków odwraca się, lub przystaje by sprawdzić, czy przypadkiem nie zjadł mnie jakiś leśny stwór.
Nie oczekuję od niego oczywiście, że będzie polował, czy gonił zwierzynę leśną. (Zwykle w takich przypadkach patrzy z ciekawością na małe zwierzęta, przy zauważeniu większych zwyczajnie 'wynajmuje mnie' na swojego ochroniarza i chowa za moimi plecami)
Nie oczekuję również, że będzie znikał z moich oczu na długie minuty, eksplorując leśne tereny. Ani tego, że w ogóle będzie znikał z zasięgu mojego wzroku, nie. Ja po prostu chciałabym, żeby mój pies choć trochę czasu był podczas spaceru po prostu.... psem. Sam z siebie i sam ze sobą pobiegał, nie patrząc co chwila czy jestem obok. Bo owszem jak powiem mu z entuzjazmem "Biegaj Te, biegaj" to myrdnie raz, drugi ogonkiem, niczym Usain Bolt zerwie się do biegu, z tym że na 50 metrów i tu następuje magiczne przekroczenie linii bezpieczeństwa. | STOP, mame zbyt daleko. | I stanie cielak, wpatrując się we mnie, jakby obliczając ile czasu zajmie mi dojście, by linia bezpieczeństwa znów została wydłużona. Po czym schemat się powtarza.
Czasem zdarza się, że Terror "zawącha" się gdzieś przy ścieżce, a ja maszerując dziarskim krokiem, zauważam brak psa, gdy robi się dziwnie luźno wokół mojej przestrzeni osobistej. Wtedy przystaję, odwracam się i albo :
a) Pies tarza się w zwierzęcych odchodach, tudzież padłej zwierzynie. Bez konsumpcji wyżej wymienionych. Reagując w trymiga na moje wołanie z nutką obrzydzenia w głosie. I przerażenia, bo ktoś to śmierdzielstwo musi potem wykąpać..
b) Pies podnosi głowę i z paniką gna w moją stronę, jakby z obawy, że jest już za daleko mnie.
Zdaję sobie sprawę, że z pewnością jest to częściowo moja wina, bo w okresie szczenięcym obficie nagradzałam psa, za przebywanie w moim pobliżu, przy nauce przywoływania, gdy pies był (jak mi się wtedy wydawało) zbyt daleko mnie czyli odległości do ok. 50m od razu wołałam go do siebie.
Wobec tego mam takiego psiego ciapę, który na krok sie nie ruszy beze mnie, jakby myśląc że reszta świata nie jest wystarczająco interesująca...
Nawet gdy spotkamy jakiegoś psiego przyjaciela, Terror bawi się raczej blisko ludzi, rzadko wybiegając gdzieś dalej. Ewenementem jest jeden psiak, Bingo (mix jrt z kundelkiem, adoptowany z fundacji) z którym Terror potrafi oddalić z zasięgu mojego wzroku, lecą razem gdzieś w las i słuch po nich zanika na chwilę. Jako, że z natury jestem panikarą, od razu widzę gdzieś z tyłu głowy, jak mój pies się gubi, a później trafia w inne ręce, albo po prostu tuła się po lasach wycieńczony. I wtedy po dwóch, trzech minutach od "ucieczki" psiaków zaczynam wołać i Te, który chwili zjawia się z powrotem.
Chciałabym pokazać psu, że świat jest piękny nie tylko obok mnie, ale można też czasem wybiec w łąkę, las na odległość większą niż te 50m, nie zgubić się i nie szukać wzrokiem opętańca gdy na sekundę zniknę z pola widzenia....
A jak Wasze psy zachowują się podczas spaceru? Idą obok, czy raczej biegają szczęśliwe z życia?